„Czy masz jakieś powody, żeby się bać Świętego Officjum?”

„Wieże do nieba” to dwa opowiadania, których bohaterem jest młodziutki Mordimer Madderdin („W dziewczynach Rzeźnika” jeszcze przed promocją, w „Wieżach do nieba” już jako początkujący inkwizytor). W obu tekstach naiwny młodzian zostaje zrobiony w bambuko.

O tym, jakim uczniem był Madderdin, dowiemy się z historii zatytułowanej „Dziewczyny Rzeźnika”, w której nasz bohater towarzyszy swojemu mistrzowi, prowadzącemu śledztwo w sprawie bestialskich morderstw kobiet. Choć Albert Knotte budzi w swym podopiecznym najgorsze instynkty („Zresztą ja to polubiłbym nawet wesz, oby tylko żarła Knottego ile wlezie”), Mordimer doskonale zdaje sobie sprawę, że z przełożonym nie warto zadzierać – zwłaszcza z takim, który decyduje o przyznaniu promocji. Młody „Mordi” trzyma więc język za zębami, potulnie znosząc obelgi i wykonując bez szemrania wszystkie polecenia (włącznie z opróżnianiem nocnika spaśniętego inkwizytora). Madderdin bardzo dobrze wie, że pokorne cielę dwie matki ssie, zapomina natomiast, iż nie należy sądzić książki po okładce i tę lekcję Knotte pomoże mu odrobić.

Kolejna historia rozgrywa się dwa lata później. Młodziutki inkwizytor na polecenie swojego przełożonego, Patryka Bugdoffa, przybywa do Christianii, w której dwaj słynni architekci walczą o sławę budowniczego najdoskonalszej katedry na świecie. Jeden pracuje dla Zakonu Miecza Pańskiego, drugi dla arcybiskupa, a między zakonem a arcybiskupem trwa śmiertelna wojna. Madderdin, który musi zbadać, czy w rywalizacji nie stosowano czarnej magii, daje się poznać jako sumienny i nieprzekupny inkwizytor, ale też zaskakująco przyzwoity człowiek.

„Kiedy rankiem odwiedziłem tę tymczasową celę, Kramer opróżniał właśnie gliniany dzbanek.

– Mam nadzieję, że to woda – mruknąłem.

– A kto by takiemu dał wina czy piwa… Śmieć jeden. – Strażnik splunął na podłogę i roztarł plwocinę podeszwą buta.

– Ludziom przydarzają się różne nieszczęścia – powiedziałem. – Nasz Pan przykazał, by każdemu dać szansę poprawy.

– Za przeproszeniem, panie, ale czy wy jesteście inkwizytorem? – strażnik zdumiał się bynajmniej nie szyderczo czy złośliwie, lecz całkowicie szczerze”.

Od poprzedniego, rewelacyjnego zresztą tomu chronologia opowieści została zaburzona. W pierwszych częściach Cyklu Inkwizytorskiego towarzyszyliśmy doświadczonemu inkwizytorowi w różnych śledztwach, poznając wykreowany przez Piekarę świat. „Płomień i krzyż” przeniósł nas w czasy dzieciństwa i wczesnej młodości Madderdina, z kolei „Wieże do nieba” opisują uzyskanie promocji i pierwsze inkwizytorskie zlecenia. Autor zgrabnie łączy wątki i podsuwa czytelnikom smaczki nie tylko z przeszłości głównego bohatera, ale też innych znanym nam postaci (Gersard na przykład szykuje się do objęcia intratnej fuchy biskupa Hez-Hezronu). „Wieże do nieba”, choć skromniejsze od swoich poprzedniczek, stanowią ważny element układanki. Warto przeczytać.