Świat się skończył, aniołowie i diabły wymiatają resztki ludzkości z globalnego śmietnika, a Ezekiel Siódmy, Komornik na etacie Góry, niestrudzenie podąża za Jonaszem – nawet w Cień, domenę Rewersu, gdzie nie obowiązują żadne zakazy.

„I nagle mnie to uderzyło: byłem wolny. Mogłem ubierać się, w co chciałem, jeść, co chciałem, robić, co chciałem…

Byłem poza zasięgiem tych dupków z Góry!”

W drugiej części „Komornika” natuptamy się z bohaterem, że hej. Na szczęście po stronie Rewersu, gdzie nie sięga światło Łaski Pańskiej, będzie można zamienić koszerne sandały na wygodne buty. Poza ludzkimi degeneratami spotkamy tam nieludzkich przedstawicieli Cienia, w tym Nefilima, który imponuje Ezekielowi bardziej niż „te wszystkie pokraki, jakie zapełniają Blask”. A to dopiero początek „bluźnierczogennych” myśli – jeszcze nie dotarliśmy do Torunia, w świecie Po nazywanego Dziurą (“W swej chciwości krasnoludy dokopały się zbyt głęboko”…).

O tym, że Góra nie jest idealna, przekonaliśmy się już w części pierwszej, ale rozmiary jej niekompetencji poznamy dopiero w części drugiej. Dość powiedzieć, że w ciąg proroctw wkradło się pewne zamieszanie: niektóre interpretacje okazały się zdecydowanie przedwczesne, co stawia pod znakiem zapytania słuszność decyzji o eksterminacji całej ludzkości w trybie apokaliptycznym. Ezekiel traci robotę, ale zyskuje Misję, podczas której towarzyszą mu pozbawiony funkcji Azrael, przechodzący przyspieszony kurs człowieczeństwa („Ezekielu, coś się zepsuło w mojej lewej dolnej kończynie”) oraz pewna szczególna nastolatka, „chodząca bomba bluźnierczogenna” („Dream team po prostu”). W drugiej części „Komornika” nasz bohater przestaje więc ganiać za Dłużnikami, co nie znaczy, że jego życie staje się łatwiejsze. W arcygroźnym świecie Po, lawirując między ścigającymi go Wysłannikami i pomiotami Rewersu, szuka bezpiecznego miejsca dla swojej trzódki, którą zarządza z wprawą despotycznej przedszkolanki („- Zostań tu – przykazałem Azraelowi. Wiedziałem już, że jak mu coś kazać, to to zrobi. W końcu do tego go przez całą wieczność tresowali”).

„Komornik” zaskakiwał odważnym i znakomicie zrealizowanym pomysłem na uniwersum (biblijna Apokalipsa przypominająca peerelowskie fuszerki i urzędnicy Góry, za wszelką cenę próbujący wyrobić „sto procent normy”). W drugiej części autor poczyna sobie jeszcze śmielej, serwując nam tak nieprzewidziany – i „bluźnierczogenny” – zwrot akcji, że zrównanie Torunia z ziemią to przy tym pikuś…