„Kto czyni zło, musi za to zapłacić. A cena powinna być wysoka”.

King w pełnokrwistym kryminale. Tak mógłby wyglądać „Outsider”, gdyby nie poszedł w nadprzyrodzone.

Billy Summers to facet po przejściach. Ma za sobą nieszczęśliwe dzieciństwo (pijącą matkę, zamordowaną przez ojczyma siostrę, pobyt w Domu Dziecka) oraz traumatyczne wspomnienia z Iraku. Weteran marines i wytrawny snajper obecnie trudni się zabójstwami na zlecenie, współpracując z szemranymi ludźmi, dla których sprokurował sobie „głupawe ja”, wizerunek przygłupa z komiksem w dłoni. Tymczasem Billy to inteligentny i bardzo oczytany gość, przywołujący wielokrotnie Zolę, Orwella czy Faulknera.

Billy ma też zasady: zabija tylko naprawdę złych ludzi. Zmęczony brudną robotą, postanawia przyjąć ostatnie zlecenie, które wymaga od niego wcielenia się w rolę pisarza. Aby wypaść wiarygodnie, zasiada do pisania… autobiografii. Zaczynając od punktu widzenia dziecka (co Kingowi zawsze wychodziło kapitalnie), wspomina swoje dzieciństwo, następnie zabiera nas do Iraku. Piekło wojny przedstawia w dramatycznych, boleśnie realistycznych scenach (oczyszczanie domów, zasadzki, dzieciaki z bombami, poszarpane pociskami ciała kolegów). Pisanie staje się dla niego czynnością terapeutyczną, ale daje mu też poczucie mocy – „mocy, która nie płynie z lufy karabinu…”. Mimowolnie zżywa się z lokalną społecznością, dla której jest początkującym pisarzem i sympatycznym sąsiadem. Jednocześnie nabiera podejrzeń wobec zleceniodawców, co zmusza go do przygotowania planu B. Wkrótce Billy prowadzi już nawet nie podwójne, a potrójne życie. Zgodnie z jego przypuszczeniami po wykonaniu zlecenia wszystko zaczyna się sypać…

W rasowym kryminale Stephen King spodobał mi się bardzo. Ucieszyłam się, że w połowie książki nie wywinął takiego salta jak w „Outsiderze”. Realistyczny, zbliżony do psychologicznego dramatu „Billy Summers” uwypukla te cechy, które w twórczości Króla Grozy zawsze lubiłam najbardziej: świetnie wykreowanych bohaterów, dobre dialogi, kapitalne opisy codziennego życia i zwyczajnych ludzi. Miłośnicy twórczości Kinga z przyjemnością odnajdą w tej książce nawiązania do jego poprzednich powieści – miły bonus dla lojalnych czytelników.

Czy Stephen King rezygnuje ze straszenia? Moim zdaniem, nie. Opisy przemocy domowej, ludzkiego bestialstwa, bezkarności bogaczy, wspomnienia z misji w Iraku jeżą włos na głowie bardziej niż wyimaginowane potwory – są prawdopodobne. Najgorsze bestie mają ludzkie oblicza i to właśnie o tym od jakiegoś czasu King konsekwentnie nam przypomina.