Chrześcijańskie Credo wpisane w losy Śródziemia, czyli co można wydobyć z twórczości J.R.R. Tolkiena, jeśli się wie, czego szukać. Inspirująca lektura.

Ksiądz Stanisław Adamiak, pasjonat literatury, opierając się w głównej mierze na korespondencji J.R.R. Tolkiena oraz dwóch jego wielkich dziełach – „Władcy Pierścieni” i „Silmarillionie” – ukazuje ogromny wpływ katolickiego wychowania na twórczość autora „Hobbita”. W losy Śródziemia brytyjski pisarz wplótł tematy niezwykle istotne dla chrześcijańskiej religii: mowa o grzechu, pokusie, sumieniu, miłosierdziu, łasce, przeznaczeniu, wolnej woli, śmierci i życiu wiecznym. Te właśnie związki z chrześcijaństwem, obecne w twórczości Tolkiena nie w formie bezpośrednich nawiązań do Ewangelii, lecz przejawiające się na przykład w postawach bohaterów i podejmowanych przez nich decyzjach, wskazuje i wyjaśnia nam ksiądz Adamiak – nie po to, by komentować dzieła Tolkiena, ale by przy ich pomocy objaśniać teologię.

I tak Tolkienowski Pierścień rozumiany jako suma zła (suma wszystkich grzechów) jest bliski grzechowi pierworodnemu – pożądanie tej potężnej błyskotki sprawia, że brat zabija brata, tak jak Kain zabił Abla, dopuszczając się pierwszego zabójstwa w historii ludzi:

„Po grzechu pierworodnym każdy człowiek jest skłonny do złego. Nie ma osoby, która byłaby wolna od pokus. Każdy z nas jest w jakiś sposób kuszony, by zrobić coś złego – czyli popełnić grzech”.

To właśnie walka ze złem, walka o wolność od zła wydaje się być głównym tematem „Władcy Pierścieni”. Tolkienowi chodziło jednak o coś więcej: w jednym ze swoich listów napisał, że podstawowy konflikt w tej powieści nie dotyczy wolności, lecz „Boga i Jego wyłącznego prawa do boskiej czci”. To uleganie pokusie i bunt przeciw Jedynemu prowadzą do pojawienia się zła, które chce zagarnąć świat dla siebie:

„Bardzo wyraźnie wybrzmiewa w tym fragmencie analogia do biblijnego węża, który mówi ludziom, że Bóg im czegoś zabrania, ponieważ nie chce, żeby stali się tacy jak On – nie chce im dać wolności. Szatan jest ojcem kłamstwa i doskonale widać w tym miejscu, że mieni siebie samego dawcą wolności, wprost zaprzeczając istnieniu Boga”.

W „Silmarillionie” Melkor, największy z aniołów i najdoskonalszy ze wszystkich stworzeń, oślepiony własną pychą przechodzi na Ciemną Stronę Mocy: przyjmuje imię Morgoth, stając się wielkim przeciwnikiem Stwórcy oraz wszystkiego, co dobre. W pierwszej erze to on rozpętuje wojnę, chcąc podporządkować sobie świat. W trzeciej erze to samo czyni jego sługa Sauron. Nie wszyscy jednak ulegają pokusom: mądry Gandalf rozumie, że tego, co boskie, nie jest w stanie udźwignąć człowiek. Przejawia swą mądrość wielokrotnie: wtedy, gdy rezygnuje z Pierścienia i z władzy, jaką daje on swojemu posiadaczowi, ale również wtedy, gdy staje w obronie Gollluma, okazując mu litość i miłosierdzie.

„Kościół i chrześcijaństwo od zawsze stały na stanowisku, że trzeba bronić życia, gdyż jest ono święte – gdy zaczniemy rozważać, kto jest wart życia, a kto nie, to powoli będziemy staczać się w kierunku oddawania czci Szatanowi, tak jak się to stało w Númenorze. (…) Historia Númenoru, ta wielka przypowieść o grzechu i odwróceniu się od Boga, kończy się katastrofą, ale także przypomnieniem, że władcą świata jest właśnie Eru, Jedyny – nawet nie duchy, nie Valarowie, a tym bardziej nie Morgoth”.

W „Teologii Tolkiena” jest mowa o chciwości krasnoludów (kopali, kopali, aż się dokopali), gnuśności króla Rohanu i jego uzdrowieniu przez Gandalfa („epizod, który można by nazwać sceną egzorcyzmu”), o pysze Saurona i pokusie pojawiającej się wraz z Pierścieniem, o entach i ekologii, o religijnym znaczeniu lembasów, a także o „stronie biernej boskiej” („nie dano tobie władzy”). Znajdziemy tu bardzo ciekawe porównanie biblijnej i Tolkienowskiej historii stworzenia świata, rozważania nad miłosierdziem i przeznaczeniem oraz koncepcję śmierci jako daru Boga dla ludzi – daru, który gorzko jest przyjąć, co odkrywa Arwena towarzysząca umierającemu Aragornowi. We „Władcy Pierścieni” znajdziemy również wzorce parenetyczne rodem ze średniowiecznych tekstów: rycerzem bez skazy jest tu miłujący książki Faramir, który potrafi położyć swoje życie na szali w poczuciu obowiązku, ale wie, że męstwo nie może być wartością samo dla siebie: walka jest ostatecznością i ma sens jedynie wtedy, gdy broni się słusznej sprawy, wyższych wartości. Tak pojmowane męstwo jest dostępne dla każdego – nie tylko dla wielkich wojowników, ale też (a może zwłaszcza) dla zwykłych, pokornych, niezaślepionych pychą ludzi, którzy poświęcają się dla większego dobra, nie dla własnego zysku czy sławy. I tutaj mamy wolność wyboru: pójdziemy w ślady Faramira czy wybierzemy ścieżkę jego brata Boromira? Ta pierwsza droga z pewnością jest trudniejsza i może dlatego, jak słusznie zauważa autor „Teologii Tolkiena”, dzisiejszy świat jest pełen Boromirów, którzy śmieją się z naiwnych hobbitów. Niestety.