Pomrok, Martwy Most, Wzgórze Odrzuconych, Plugawe Ziemie… – witajcie w świecie, w którym Zło jest prawem.

„Niech Zło, które było i jest, pozostanie z tobą”.

W Federalnym Kompleksie Więziennym Zjednoczonego Cesarstwa, w celi numer dwieście dwadzieścia sześć Malkolm Rudecki czeka na wyrok. Działając pod wpływem emocji, zabił zwyrodnialców, którzy zamordowali mu ciężarną żonę i zgwałcili córkę. Pechowo dla niego jednym z napastników był syn urzędasa, który właśnie awansował do stopnia gubernatora. Tatuś używa swoich wpływów, by Rudeckiemu zmieniono wyrok, podnosząc go do poziomu zbrodni politycznej, dzięki czemu może przyglądać się, jak smażą Malkolma na elektrycznym krześle.

„- To najgorsze gówno – zauważył Hans Schmidt, tłusty współlokator z celi Malkolma, wiecznie dłubiący zapałką w swych wypielęgnowanych sztucznych zębach. – Golą człowiekowi łeb, żeby włosy nie zadziałały jak izolator. Potem sadzają delikwenta i przyczepiają mu na rączki i nóżki obrączki z elektrodką. Jeszcze stalowy hełmik z fikuśną antenką, gumowy klocek w gębę i dwa tysiące woltów prosto w biedne dupsko”.

Malkolm jednak nie umiera – chyba. Trafia do świata, gdzie obłąkane staruchy rzucają się do bicia, a młode dziewczęta wypijają krew, gdzie nienormalne czarne drzewa mają gałęzie przypominające wysuszone kości, a ludzkie oczy skryte są pod bielmem. To Thea, miejsce starsze od ziemi, w którym obowiązuje Proste Prawo, „prawo bez nadziei, w mroku, w upodleniu i w nieuniknionej zagładzie”. Czym właściwie jest Thea, do końca nie wiadomo: piekłem, alternatywną rzeczywistością, innym wymiarem, snem? To miejsce skrzywione, wypaczone i groteskowe, tak różne od naszego świata, że trzeba bardzo się postarać, aby tu nie zwariować.

„Zaakceptowałem fakt, że jestem na jakimś bajkowym zadupiu. Przespacerowałem się po okolicy z nie do końca normalnym karłem, który najpierw chciał urwać mi łeb, a teraz został moim akolitą. Zadźgałem grupkę leśnych dziadków. I zostałem zaatakowany przez latającego żywego trupa w szpitalnym trenczu”.

Tak oryginalnego, dziwnego i pokręconego świata nie pamiętam ze swoich lektur. Jego mieszkańcy to pożałowania godne istoty, których nie łączą żadne więzi: matki nazywają swoje dzieci pomiotami i opiekują się nimi raczej z biologicznego przymusu, tylko do momentu osiągnięcia przez potomstwo „jakiej takiej dojrzałości”. Tubylcy nie znają żadnych uczuć poza strachem, ziemia jest jałowa, nawiedzana przez Pomrok (Błogosławioną Ciemność) i Blask, przed którym wszyscy uciekają z krzykiem, gdyż Thea to miejsce, które utraciło swoją światłość i świadomie wybrało ciemność. Nawet magowie Thei nie są normalni, bowiem to właśnie brak akceptacji otaczającej ich rzeczywistości pozwala im ją „wykrzywiać”.

„Nie mogłem trafić do pieprzonej Narnii, tylko do porąbanego horroru?”

„Księga Zepsucia” spodoba się tym miłosnikom fantasy, którzy poszukują oryginalnych, zaskakujących światów. Świetny styl pisarza wynagradza ciężki klimat powieści. Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda piekło, sięgnijcie po książkę Podlewskiego, która pozwoli wam poczuć jego przedsmak.