Odpychająca. Szokująca. Makabryczna. A przy tym poruszająca i piękna.

„Nie martw się.

Obiecuję, że od teraz nie przydarzy ci się już nic złego.

Postaram się z całych sił, aby wszystko było jak dawniej.

Wierzysz mi?”

Herbatka jak z powieści o amerykańskim Południu. „Czy już wspomniałem, jak ogromne wrażenie wywarła pani na mnie podczas balu?” – pyta on, a ona płoni się uroczo. „Moja słodka, upijam się panią!” – wyznaje on, zbliżając usta do jej ust. I właśnie wtedy z sufitu zaczyna kapać coś obrzydliwego: coś maziowatego i różowo-czerwonego… Książę salwuje się ucieczką, porzucając bez skrupułów adorowaną przed chwilą panienkę, która teraz samotnie przedziera się przez jakieś plaćkające warstwy. W końcu wydostaje się na powierzchnię i spada na ziemię. Za jej plecami widzimy nieruchomą twarz martwej dziewczynki, z której oczu i ust wydostają się w popłochu inni mieszkańcy. Witajcie w makabrycznym świecie „Pięknej ciemności”.

Sielankowy wstęp w żaden sposób nie przygotowuje czytelnika na makabryczny, całostronicowy kadr. Patrzymy na leżące w lesie ciało dziewczynki i nie możemy wyjść z szoku. Zgrozą przejmuje nas fakt, że sympatyczne istotki z pierwszej strony zamieszkiwały wnętrze martwego dziecka – przynajmniej dopóki „sufit” im się nie zarwał… To jeszcze jednak nie koniec makabry i okrucieństw. Obserwujemy pozbawione domu stworki i rośnie w nas niepokój. Poza Aurorą, jedyną pozytywną bohaterką (przynajmniej do czasu, gdy nie wydłubie gryzoniowi oczu – na żywca), nikt tam nie zachowuje się przyzwoicie. Zabawy często są bestialskie, a motywacje skrajnie egoistyczne (dwie koleżanki rozmawiają sobie i nagle jedna pożera drugą). Książę porzuca Aurorę dla próżnej Lenki i ginie zjedzony przez żabę, gdy próbuje odzyskać apaszkę żony (żona do samego końca dopytuje jedynie o apaszkę). „Dzieciaki” tresują biedronkę, odrywając jej odnóża. Jedna z istotek, outsiderka bez oka, zostaje zamknięta w piórniku martwej dziewczynki i zakopana żywcem, ponieważ Lenka ma ochotę pobawić się w pogrzeb. Nikt nie zawraca sobie głowy ani porzuconym, płaczącym niemowlakiem, ani odkopywaniem jego opiekunki po zakończonej zabawie.

Chociaż stworki sprawiają wrażenie radosnych i beztroskich (żeby nie powiedzieć: bezmyślnych), obserwowanie ich życia jest jak spoglądanie przez dziurkę do piekła. Obrzydzeniem napawa nas ich samozadowolenie, gdy udaje im się zmusić Aurorę do dokonania ohydnego czynu („Ha, ha! Teraz już nie jesteś taka dumna, co?!”) Przypominają tych wszystkich zawistnych ludzi, którzy za wszelką cenę próbują upodlić innych, ściągnąć do poziomu własnego bagna, ponieważ nie mogą znieść obecności kogoś, kto swą postawą przypomina im, jak bardzo są okrutni, leniwi, egoistyczni i źli. Lepiej zdeprawować kogoś dobrego niż znosić każdego dnia jego szlachetność. Łatwiej popracować nad zniszczeniem kogoś niż nad sobą samym. Nic dziwnego, że Aurora, z takim poświęceniem starająca się zapewnić wszystkim jedzenie i opiekę, porzuca przyjaciół, którzy odwrócili się do niej plecami i znajduje schronienie u samotnej wojowniczki Jane – w domu ogromnego człowieka (pod jego łóżkiem zepsuta lalka sąsiaduje z pustymi butelkami). Niestety, choć ona skończyła ze swoimi znajomymi, oni nie skończyli jeszcze z nią…

Strona graficzna umiejętnie podtrzymuje nastrój niepokoju, przeplatając bajkowe kadry jak z „Zaczarowanego ołówka” przepięknymi, artystycznymi ilustracjami z naszego ludzkiego świata. Wspólnym mianownikiem jest wszechobecność śmierci, choroby i rozkładu. „Piękna ciemność” zmusza nas do przyjrzenia się temu wszystkiemu, od czego zwykle ze wstrętem odwracamy oczy. Pokazuje brutalność życia, kalectwo, zepsucie wywołane chorobą i postępujący rozkład martwego ciała. To komiks wstrząsający i z pewnością nie dla każdego, ale tym, którzy go przeczytają, na długo zostanie w pamięci.