Podobno nie ma głupich pytań. Istnieją jednak takie, przy których nawet Randall Munroe, spec od pytań absurdalnych i hipotetycznych, zbiera szczękę z ziemi.

Czy zrzucenie antymaterii na reaktor w Czarnobylu podczas topnienia jego rdzenia zatrzymałoby ten proces? Jakie problemy logistyczne napotkalibyśmy, gdybyśmy próbowali stworzyć armię małp? Czy możemy tak długo płakać, aż się odwodnimy? Gdyby ludzie mieli koła i potrafili latać, jak odróżnialibyśmy ich od samolotów?

Randall Munroe przekonuje, że zadawanie pytań – nawet tych najgłupszych – ma sens. Jeśli naprawdę przyłożymy się do poszukania odpowiedzi, możemy się przy okazji zaskakująco wiele nauczyć. Podczas lektury książki zapoznałam się bliżej z układem okresowym pierwiastków i cofnęłam się w czasie tysiąc lat, 10 tysięcy lat, 100 tysięcy lat, milion i miliard lat – do tego samego miejsca. Dowiedziałam się, gdzie trzymamy najpotężniejszy laser na Ziemi, jak dotknąć pocisku neutronowego za pomocą soli, wody i wódki, co by się stało, gdyby każdy uczeń zgadywał odpowiedzi na wszystkie pytania w teście, jak daleko od innych ludzi znajdował się kiedykolwiek człowiek i co spotkało bohatera „Uniesienia” Kinga, który poszybował w niebo na skutek utraty wagi (najprawdopodobniej zginął na wysokości ponad 8 tysięcy metrów, gdzie zawartość tlenu w powietrzu jest już zbyt niska, by człowiek mógł przeżyć – o ile wcześniej nie zamarzł). Skoro jesteśmy przy literaturze wspomnę jeszcze, że Munroe sprawdza również, czy gdyby asteroida była mała, ale supermasywna, moglibyśmy na niej mieszkać tak jak Mały Książę.

Randall Munroe studiował fizykę i pracował w NASA w dziale robotyki. Jego odpowiedzi podparte są solidną wiedzą, ale podaną w lekkim, humorystycznym stylu. Towarzyszą im zabawne komiksowe rysunki stworzone przez autora. Dzięki temu lektura jest wciągająca i przyjemna nawet dla kogoś, kto nie ma pojęcia o biochemii, astrofizyce czy fizyce jądrowej.

Prześledźmy ten fascynujący proces dochodzenia do odpowiedzi na absurdalne (lub z pozoru absurdalne) pytania na jednym konkretnym przykładzie. Sprawdźmy, jak długo płonęłoby ostatnie światło ludzkości, gdybyśmy zniknęli z powierzchni Ziemi.

Generatory dieslowe przestałyby działać po wyczerpaniu paliwa. Elektrownie geotermalne, zasilane ciepłem wewnętrznym Ziemi, bez ingerencji człowieka pociągnęłyby najwyżej kilka lat. Nowoczesne turbiny wiatrowe są zazwyczaj zaprojektowane na 30 tysięcy godzin pracy bez obsługi technicznej – potem ich przekładnie zwyczajnie odmówią posłuszeństwa. Tamy hydroelektryczne działałyby na autopilocie przez kilka lat zanim zatkałyby się dopływy wody. Najbardziej długowieczne baterie zachowują swoje właściwości przez 10 do 20 lat, chociaż w Laboratorium Clarendon na Uniwersytecie Oksfordzkim znajduje się zasilany baterią dzwon, działający od 1840 roku („Nikt nie wie dokładnie, jaki rodzaj baterii zasila dzwon, ponieważ nie ma chętnych, aby rozłożyć go na części”).Reaktory jądrowe, nastawione na niski poziom zasilania, teoretycznie mogłyby działać bez końca, ale wyłączą się automatycznie, gdy tylko coś zacznie działać nieprawidłowo (np. gdy stracą zasilanie zewnętrzne). Wydaje się, że najdłużej mogłyby przetrwać statki kosmiczne, czerpiące energię ze Słońca, ale te z kolei zostaną zniszczone w wyniku uderzeń kosmicznych odłamków. Panele słoneczne nawet przez sto lat będą dostarczać bez problemu energię słoneczną – o ile od czasu do czasu przeczyści je deszcz lub wiatr. Czy mamy coś jeszcze, co mogłoby świecić dłużej? A owszem: promieniowanie Czerenkowa.


„Gdy cząstki promieniotwórcze przechodzą przez substancje w rodzaju wody lub szkła, mogą emitować światło w formie optycznego gromu dźwiękowego. Światło to nazywane jest promieniowaniem Czerenkowa i jest widoczne jako charakterystyczna niebieska poświata rdzeni reaktorów jądrowych. (…) W ten oto sposób uzyskaliśmy odpowiedź na nasze pytanie: upłyną wieki, a głęboko w betonowych kryptach wciąż będą świecić nasze najbardziej toksyczne odpady”.

W taki właśnie sposób Munroe sprawdza między innymi, co by się zdarzyło, gdyby szklanka wody nieoczekiwanie stała się dosłownie w połowie pusta, jak mocno należy uderzyć krążek hokejowy, by trafiony nim bramkarz wpadł w bramkę siatki i z jakiej wysokości trzeba by upuścić stek, aby w chwili uderzenia o ziemię był już usmażony:


„Zrzućcie więc swój stek z rakiety suborbitalnej, wyślijcie po niego ekipę, a potem wyszczotkujcie go, odetnijcie wszystkie zwęglone fragmenty i wgryźcie się w niego.
Tylko uważajcie na salmonellę. I na wirusy z Andromedy”.

„What if? Naukowe odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania” to książka arcyciekawa, przezabawna, a do tego naprawdę mądra (uzyskała nominację w konkursie Mądra Książka Roku 2015). To jedna z tych pozycji, które po prostu trzeba przeczytać. Polecam ją szczególnie uczniom, jako odtrutkę na zniechęcenie, spowodowane szkolnym sposobem przekazywania wiedzy: monotonnym, pamięciowym i całkowicie oderwanym od życia. Zaręczam, że Randall Munroe przywróci wam wiarę w sens nauki, która może – i powinna! – być fascynującą przygodą.