„Insekty to drobniutkie koła zębate natury, dzięki którym działa maszyneria świata”.

Niezwykle wciągająca opowieść o fantastycznym świecie robali.

Anne Sverdrup-Thygeson jest profesorem na Norweskim Uniwersytecie Nauk Przyrodniczych. Posiada ten rzadki dar, że o swojej pracy potrafi opowiadać barwnie i zajmująco. Nie szpikuje tekstu fachową terminologią, często odwołuje się do znanych wszystkim przykładów z popkultury, a poza tym ma duże poczucie humoru, o czym świadczą chociażby tytuły podrozdziałów: Gdyby owady zasiadały w ONZ, Życie bez kręgosłupa, Brzdąkający bąk, Zombie i dementorzy, Sztuczna kupa dla gnojarza, Mrówka na Manhattanie, Wygryźć gryzonie?, itp.

Owady są niewielkie, ale jest ich mnóstwo i żyją niemal wszędzie. Pojawiły się na Ziemi na długo przed człowiekiem: obserwowały, jak przychodzą i odchodzą dinozaury.


„Na długo przed pojawieniem się ludzi na Ziemi insekty nauczyły się już zarówno rolnictwa, jak i hodowli zwierząt: termity uprawiają jadalne grzyby, a mrówki trzymają mszyce jako dojne krowy. Osy jako pierwsze opracowały produkcję papieru z celulozy. Larwy chruścików chwytały inne zwierzęta w sieć miliony lat przed tym, zanim ludziom udało się sklecić pierwszą sieć rybacką. Owady rozwiązały skomplikowane problemy aerodynamiki i nawigacji wiele milionów lat temu, nauczyły się też kontrolować jeśli nie ogień, to przynajmniej światło – i to wewnątrz własnego ciała”.

Między owadami a innymi formami życia istnieją ścisłe związki: wymieranie gatunków, które obecnie obserwujemy, może naruszyć kruchą równowagę na naszej planecie. Skutki – również dla ludzi – będą z pewnością fatalne (patrz: „Szóste wymieranie” Elizabeth Kolbert). Ziemia doskonale poradziłaby sobie bez ludzi, ale my bez owadów przepadlibyśmy z kretesem. Ten właśnie fakt próbuje nam uświadomić autorka książki.


„My, ludzie, przez długi czas traktowaliśmy darmowe owadzie usługi jako coś oczywistego. W wyniku intensywnego użytkowania gruntów, zmian klimatycznych, stosowania pestycydów i migracji gatunków powstało ryzyko, że warunki zmienią się tak szybko i tak bardzo, iż nawet mimo elastyczności przyrody owadom trudno będzie funkcjonować tak jak dotychczas. Z czysto egoistycznych powodów powinniśmy więc troszczyć się o to, by insektom było dobrze. Chronienie ich to ubezpieczenie na życie dla naszych dzieci i wnuków”.

Najczęściej nie uświadamiamy sobie, jak niezwykły i fascynujący jest świat owadów ani jak wiele im zawdzięczamy. Książka Anne Sverdrup-Thygeson naszpikowana jest przykładami: zadziwiającymi, szokującymi, czasem wręcz nieprawdopodobnymi. Trudno uwierzyć, że pod stopami mamy tak różnorodny, egzotyczny świat. To jakby rozchylić źdźbła trawy i odkryć między nimi Marsjan.

Z książki dowiemy się, jak rozpoznać owady (najlepiej policzyć im nogi) i jak prawidłowo je klasyfikować (np. osa to gatunek należący do królestwa zwierząt, typu stawonogów, gromady owadów, rzędu błonkoskrzydłych, rodziny osowatych, rodzaju Vespula i gatunku osy pospolitej). Autorka wyjaśnia również, czego wszystkie robale boją się najbardziej (wyschnięcia), dlaczego niektóre owady muszą zrzucać skórę i gdzie pewien samiec motyla ma oczy (zapewniam, że nie na głowie). A to dopiero początek. Wreszcie rozgryziemy, dlaczego przednia szyba samochodu upstrzona jest na żółto-zielono zamiast na czerwono i jakim cudem owad pozbawiony głowy prowadzi „w miarę normalne życie”. Odkryjemy, który chrząszcz wydziela „najcudowniejszy aromat brzoskwiń”, ile mięsa żrą pająki, dlaczego korniki nie potrzebują Snapchata ani Messengera, która osa wzięła swą nazwę od dementorów, dlaczego największy na świecie kwiat śmierdzi zdechłym zwierzęciem, jak Australia utonęła w krowim łajnie i w jaki sposób „uhonorowano” pewną znaną artystkę.

Anne Sverdrup-Thygeson opowie nam o owadach najmniejszych, największych, najbardziej hałaśliwych, najlepiej zorganizowanych, a nawet takich, które dostają Nagrody Nobla lub mogą pochwalić się rekordowej długości plemnikiem. Prześwietlimy insekty, mające uszy we wszystkich możliwych dziwnych miejscach (ale rzadko na głowie) i przyjrzymy się dokładnie, jak działa ważka, najskuteczniejszy robalowy drapieżnik, który zresztą stanowi wzór dla amerykańskiej armii przy projektowaniu dronów.

Wiele miejsca w książce poświęca się ważnej roli owadów – są bezkonkurencyjne w branży zapylania:


„Weźmy na przykład truskawkę, która z botanicznego punktu widzenia nie jest jagodą, a tak zwaną jagodą pozorną – napuchniętym, soczystym dnem kwiatowym pokrytym owocami (które, dla utrudnienia, są orzechami). Każde z tych małych, jasnych ziarenek leżących na zewnątrz truskawki jest w rzeczywistości małym owocem, a żeby truskawka urosła duża i soczysta, musi się ich rozwinąć jak najwięcej. Jeśli rozwinie się ich niewiele, produkt będzie mały i pokręcony. Dobrze zapylona truskawka może mieć 400-500 ziarenek, ale żeby to osiągnąć, potrzebne są owady”.

Podkreślić należy, że wszystko, co zapylą w sposób naturalny owady, smakuje zdecydowanie lepiej.

Owadom zawdzięczamy czerwony barwnik w dżemie truskawkowym, jedwab, świece, kremy, szminki, wodoodporny atrament, karmin i mnóstwo innych rzeczy. Insekty od lat inspirują naukowców (sześć Nagród Nobla dla muszek owocowych i rozwiązania bioniczne wywodzące się od owadów), a zastosowane w architekturze chłodzenie pasywne budynku, opracowane zgodnie z technologią zaobserwowaną u termitów, okazało się nie tylko wydajniejsze, ale też znacznie tańsze.

Co jeszcze robią dla nas insekty? Wykonują ogromną robotę, rozkładając martwą materię organiczną i wprowadzają substancje odżywcze z powrotem do ziemi: „Jeśli takie substancje jak azot i węgiel nie zostaną zwrócone glebie, nie skiełkuje w niej żadne nowe życie”. Owady sprzątają nie tylko w lesie i na łące, ale także w naszych miastach, dbając przy tym o nieliczne, a jakże pożądane skrawki zieleni:


„Miejska przyroda ma bowiem do zaoferowania cenne usługi. Drzewa zapewniają cień, tłumią hałas i oczyszczają powietrze. Zieleń pochłania wodę po ulewnych deszczach i ogranicza skutki powodzi. Otwarte zbiorniki wodne chłodzą, a gatunki żyjące w stawach i strumieniach filtrują wodę, by była czystsza. Nawet najmniejszy spłachetek ziemi może być siedliskiem mnóstwa pożytecznych owadów, które zapylają rośliny, rozsiewają nasiona lub oczyszczają ulice – tak jak mrówki”.

W genialnej książce „Poza mapą” Alastair Bonnett, opisując nasz żal za utraconą naturą, zastąpioną przez pozbawiony wyrazu i szkodliwy dla człowieka miejski krajobraz, zadaje czytelnikom dwa ważne pytania: „ Jak możemy funkcjonować bez natury? Kim się bez niej stajemy, albo: kogo udajemy?”


„W Zatopionym świecie J.G. Ballard dowodzi, że w najgłębszych, najstarszych zakamarkach ludzkiego mózgu istnieje atawistyczne pragnienie zanurzenia się w świecie roślin i zwierząt, wynikające z genetycznej pamięci wyłonienia się życia w jego początkach. Twierdzenie Ballarda można zestawić z przekonaniem biologa Edwarda O. Wilsona o tym, że każdy człowiek jest z natury biofilem i czuje zakodowaną ewolucyjnie miłość do wszelkiego życia”.

Na Wilsona powołuje się również Anne Sverdrup-Thygeson. Przytacza wyniki najnowszych badań, potwierdzających dobroczynny wpływ przyrody na ludzki organizm. Osoby starsze, mieszkające w pobliżu terenów zielonych, żyją dłużej (ich status społeczny i ekonomiczny jest tu bez znaczenia). Uczniowie uczą się lepiej, gdy widzą za oknem coś zielonego. Zajęcia wśród przyrody mają doskonały wpływ na dzieci z zaburzeniami osobowości, a przemoc rośnie tam, gdzie młodzież zamiast trawników ma wokół tylko wyasfaltowane podwórka.

Ludzie potrzebują przyrody – przyroda potrzebuje owadów. Lepsza ochrona insektów to dla ludzi mnóstwo (darmowych) korzyści. Przeczytajcie fascynującą „Planetę owadów” Anne Sverdrup-Thygeson, a może uznacie – jak ja, że te upierdliwe mrówki, z którymi od lat mieliście na pieńku, nie przeszkadzają wam aż tak bardzo.