Polski chłopak z Gdańska, który konsekwentnie realizuje swoje marzenie o podróżach, w pierwszej książce przekonywał, że każdy z nas może zostać Wojciechem Cejrowskim („Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę”). Kolejny reportaż z wędrówki po Ameryce Południowej jest bardziej refleksyjny i niesie nam przesłanie, że warto „Widzieć więcej”.

„Moją pierwszą książkę, Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę, pisałem, aby zachęcić Was do podróżowania. Chciałem, żebyście zobaczyli, jak piękna jest przygoda, gdy opuści się cztery kąty swojej strefy komfortu. Niniejszą oddaję w Wasze ręce, aby pokazać, jak wielką wartość ma podróż. Pieniądze, które zarobiliście, podczas gdy ja intensywnie odkrywałem siebie, są już prawdopodobnie wydane. Co po nich zostało?”

W co mogliśmy zainwestować ciułane pieniądze? W lodówkę, nowy laptop, jeszcze lepszy telewizor, który w każdy wieczór będzie nas karmił powielanymi informacjami, często zmanipulowanymi i kłamliwymi, wpływając tym samym na nieprawdziwy obraz świata w naszej głowie. Napchani tą medialną papką, przyjmujemy za pewnik to wszystko, o czym słyszymy w telewizji, a później powtarzamy zgodnym chórem te same opinie, powielając je w nieskończoność i nadając im charakter dogmatu. W ten sposób zamykamy swoje umysły w klatkach: nie próbujemy dochodzić przyczyny zdarzeń, lecz przyjmujemy na wiarę gotową, spreparowaną specjalnie dla nas wersję. Podróżowanie jest jednym ze sposobów na wydostanie się z tej klatki, o ile nie ogranicza się do komfortowych przelotów między luksusowymi hotelami.

„Z tego właśnie powodu kocham podróżować. Czasem bywa tak, że nic się nie dzieje, innym razem za darmo dostajesz lekcje i przeżywasz rzeczy, które zmieniają twoje życie. Twój mózg musi wiecznie pracować, bo nigdy nie wiesz, co cię czeka, i rozwija się, tylko gdy jest ćwiczony. Przestajesz oceniać i wierzyć w to, co się wydaje, zamiast tego zaczynasz słuchać tego, czego inni nie mówią, widzisz to, czego nie pokazują, zadajesz pytania, potrafisz przyjąć inny punkt widzenia, a kiedy trzeba, jesteś w stanie powiedzieć sprawdzam.

Cztery kraje, blisko 28 000 kilometrów samotnej autostopowej podróży: bez przewodników, wsparcia instytucji, bez usług biur podróży i sieci hoteli. Tony Kososki, zdany jedynie na własną zaradność i życzliwość obcych ludzi, każdego dnia przesuwał granice tego, co niemożliwe. Za jedyne 20 groszy spędził całe dwa tygodnie w karaibskim raju, o którym wielu z nas ma odwagę jedynie pomarzyć, i mimo pustych kieszeni czuł się tam jak prawdziwy milioner. Dzień po dniu, z podziwu godną determinacją, spełniał swoje marzenia: próbował larw suri i mięsa krokodyla, widział ruiny miasta Chan Chan i Piramidę Słońca i Księżyca (pozostałości po dwóch nieistniejących już kulturach północnego Peru – cywilizacjach Chimu i Mochica), stał w gigantycznej kolejce po papier toaletowy w Wenezueli (spędził też noc w wenezuelskim areszcie) i zobaczył nieoficjalny ósmy cud świata – Relampago del Catatumbo, naturalną latarnię morską i prawdziwy fenomen przyrodniczy: wyładowania atmosferyczne są tam tak silne i częste, że jest to najprawdopodobniej największy na świecie naturalny generator ozonu. Oglądał też ogromne, dochodzące do pięciu metrów kajmany z Orinoko, anakondy, mrówkojady i … kapibary, których egzotyczną nazwą zachwycałam się w dzieciństwie. W przepięknej, choć wciąż niebezpiecznej Wenezueli podziwiał wschód słońca nad Los Lanos. W Północnej Kolumbii odwiedzał Zaginione Miasto, pozostałość prekolumbijskiej cywilizacji:

„Droga prowadząca wśród obrośniętych mchem kamieni i zwisających lian wiodła do odkrytego centrum, gdzie człowiek siada w punkcie widokowym, gapi się na to samo zdjęcie, które widział w internecie i wie, że jest to coś, o czym będzie opowiadał wnukom do końca swojego życia. Połączenie natury, cywilizacji, detali, zmęczenia wraz ze świadomością, że to, po czym stąpamy, zostało wybudowane ponad 1000 lat temu, sprawiło, że przez kolejne cztery godziny czułem się jak Indiana Jones w Królestwie Zaginionej Czaszki czy inny Tomb Raider.”

Podróż nie tylko poszerzyła horyzonty młodego Polaka, ale też przyczyniła się do jego wewnętrznej przemiany, czego przykładem może być choćby nieoczekiwana nobilitacja tak dzisiaj pogardzanych humanistów:

„Całe życie śmiałem się z humanistów studiujących teksty dawnych epok, aż podczas podróży zrozumiałem, że gdy ja, inżynier, uczę się, jak coś zbudować, oni napełniają się wiedzą pozwalającą zrozumieć, na czym polega bycie człowiekiem, szukając odpowiedzi na pytanie, jak osiągnąć pełnię człowieczeństwa.”

To podróż otwiera nam oczy na to, że istnieje wiele różnych sposobów na życie: można rozwijać się, zarabiać i kupować lub prowadzić półleniwe życie, zadowalając się tym, co jest niezbędne. Ważne, by żyć w zgodzie ze sobą i pozwolić na to innym. Dobrze jest widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa.

Aby widzieć więcej, trzeba zrozumieć. Aby zrozumieć, należy doświadczyć.