Gdy w mojej rodzinie pojawiły się dzieci i wszyscy prosili je usilnie „powiedz: k o t e k”, „powiedz: m a m a”, ja sięgnęłam do arsenału polonistki, odpytując je po kolei z onomatopei.

„Otopo” „atapapa” – trudziły się maluchy, próbując sprostać wygórowanemu żądaniu. Żarty się skończyły, gdy mój własny syn zagroził mi „dekapitacją” i telefonem do „ED WI AJ”.

Dzieci chłoną nowe słowa jak gąbka wodę. Nie zawsze potrafią je wytłumaczyć, ale fakt, że poprawnie stosują je w swoich wypowiedziach, świadczy o tym, iż intuicyjnie – dzięki kontekstowi – pojmują, co one znaczą. Właśnie dlatego warto poszerzać ich słownictwo, codziennie im czytając – „Sylaboratorium” na przykład.

„Leksykon młodego erudyty” rozpoczyna kapitalna przedmowa znanego i lubianego językoznawcy, profesora Jerzego Bralczyka. Profesor trochę się podśmiewa z naszej skłonności do komplikowania spraw prostych, przytaczając kilka słownikowych definicji „sylaby”, które porażają swoją abstrakcyjnością. Następnie w charakterystyczny dla siebie przystępny i humorystyczny sposób wyjaśnia, czym jest sylaba (po polsku „zgłoska”) i na czym polega sylabizowanie. Wyposażeni w niezbędną i nareszcie zrozumiałą wiedzę możemy przystąpić do lektury, by zdobyć tytuł sylaboranta.

Brniemy dzielnie przez kolejne strony, sylabizując wytrwale ikebanę, degrengoladę, hiperglikemię, kapodaster, prestidigitatora, rewitalizację z reperkusją i landszaft z latimerią. Każdemu słowu towarzyszą definicje oraz krótka historyjka lub wierszyk, każde jest oryginalnie zilustrowane przez Pawła Pawlaka. Świetne są teksty o inspektorze Leksykonie i Małym Edzie, wierszowana „Instrukcja redukcji obstrukcji” wywołuje salwy śmiechu, a uczuciowy pająk mimowolnie bawi, kiedy złakniony czułości biegnie ku nam „z oczami błyszczącymi nadzieją i rozchylonymi w uśmiechu szczękoczułkami”. Zachwyca absurdalne „bambuko dyfuzyjne, górnozaworowe, dwuwylotowe (z wymiennymi dyszorami)”, podobnie jak zachwyca bogactwo polszczyzny, która pozwala nam zrobić kogoś w bambuko, nabić w butelkę, wyprowadzić w pole, wystrychnąć na dudka, wpuścić w maliny i zrobić w konia:

„Wniosek? Czy ktoś cię zrobi w konia, czy w bambuko, i tak będziesz wyprowadzony w pole.”

„Sylaboratorium” to nie tylko leksykon trudnych słów, ale też zachęta do słowotwórczych zabaw. Autorzy stworzyli specjalną stronę internetową (typo.polona.pl), dzięki której można pisać wyrazy, a nawet całe zdania, używając do tego tysięcy różnorodnych liter ze starych książek, plakatów, czasopism i map. Na końcu książki znajdziemy też arkusze z naklejkami – literami, które można wykorzystać do układania dowolnych wyrazów.

„Jeśli słowo DEGRENGOLADA wydaje Ci się ŹDŹEBKO niejasne i masz wrażenie, że ma coś wspólnego z marmoladą…; jeżeli nie masz pojęcia, co to jest PARANTELA (pewnie mogłaby się tak nazywać daleka kuzynka tarantuli); jeśli nie chcesz wyjść na OBIBOKA; po prostu lubisz wiedzieć (w gruncie rzeczy – wszystko), zadajesz mnóstwo pytań, a świat wydaje Ci się miejscem niezwykle interesującym i pełnym IMPONDERABILIÓW… to daję słowo, że SYLABORATORIUM Ci się spodoba!”

Naprawdę warto sięgnąć po ten oryginalny, humorystycznie zilustrowany „Leksykon młodego erudyty”. I zaręczam, że nie robię was w bambuko – dyfuzyjne, górnozaworowe, dwuwylotowe (z wymiennymi dyszorami). Ani w żadne inne.