Tim Seeley i Mike Norton prezentują „prowincjonalne noir”. Warto się skusić.
Przed małomiasteczkową społecznością Wasau w północnym stanie Wisconsin staje wyzwanie nie lada: zmarli zaczynają wracać tam do życia. Nie człapią i nie kłapią, co może łatwiej byłoby znieść. Jak gdyby nigdy nic powracają do swoich domów i zajęć, a ich bliscy, którzy zdążyli już przejść żałobę, muszą przystosować się do tej nowej, niecodziennej sytuacji. Wbrew pozorom nie jest to proste: zmarli nie zawsze są witani z otwartymi ramionami, poza tym nie do końca wiadomo, czego się po nich spodziewać.
„- Spotkałaś któregoś z nich?
– Nich?
– Odrodzonych.
– Tylko Jeannie Gorski. I mówiąc szczerze, nawet nie wiedziałam, że jest jedną z nich. Po prostu wyszła z kostnicy, wróciła za ladę do warzywniaka i sprzedała mi ćwierć funta sałatki ziemniaczanej.
– Co o nich myślisz?
– Nie wiem. Nie chce mi się wierzyć w całą otoczkę nie z tego świata, co nie zmienia faktu, że mam dreszcze na samą myśl, że umarlak sprzedał mi lunch.”
Najpierw z pieca krematoryjnego ucieka solidnie nadpalony nieboszczyk. Pech, że na miejscu znajduje się akurat dziennikarka, przygotowująca artykuł o ludziach pracujących w niezwykłych zawodach. Chwilę potem bardzo zmarznięta dziewczynka o dość nieświeżej buźce pyta o swoją mamusię. W Szpitalu Dobrego Samarytanina unosi głowę umierająca staruszka. Na posterunku policji w Wasau zapakowane w czarny worek ciało siada na stole, a pod starym mostem przy 51 przemyka jakaś biała alienowata zjawa. Wszystkie te incydenty, ujęte w kilka następujących po sobie kadrów, już od pierwszych stron dynamizują akcję i wciągają czytelnika po uszy w sam środek kłopotów, które nieoczekiwanie spadają na mieszkańców prowincji. Mocne wejście. I świetnie narysowane. Zanim jednak właściwa historia się rozpocznie, staniemy oko w oko z młodą dziewczyną, uzbrojoną w zakrwawioną kosę. Zajmująca całą stronę postać wygląda tak, jakby broniła nam przejścia. Stoi przed nami niczym Gandalf przed Balrogiem. W tle szare, zimowe niebo i jakaś zasypana śniegiem stodoła. Nie ma wątpliwości, że jesteśmy na zadupiu, gdzie kobiety są twarde, a kosy dobrze naostrzone.
Dana Cypress rolę twardzielki odgrywa popisowo. Nie może sobie pozwolić na okazywanie słabości. Po tym, jak „zaciążyła” w liceum, każdego dnia musi udowadniać swojemu ojcu, że nie jest wrzodem na dupie ani czarną owcą w rodzinie. Problem w tym, że tatuś to jednocześnie jej przełożony. W kryzysowej sytuacji szeryf, dysponujący ograniczoną liczbą podwładnych, wciela swoją córkę w szeregi specjalnego oddziału do spraw odrodzonych. Dana wreszcie ma szansę wykazania się, ale właśnie wtedy pojawia się znienacka jej młodsza siostra (oczko w głowie tatusia) i sprawy biorą w łeb.
Nagłośniona przez dziennikarkę tajemnicza „epidemia” ściąga do miasta tłumy oszołomów. Blokady na drogach chronią tutejszych przed wariatami i pielgrzymami z zewnątrz, ale też zatrzymują wewnątrz problemy, których natura jest nieznana. Mieszkańców obowiązuje kwarantanna. Do współpracy z lokalną policją zostaje oddelegowany biolog z Centrum Reagowania Epidemiologicznego. To, co się dzieje w Wisconsin, wywraca do góry nogami całą dotychczasową wiedzę i ściąga na malutką społeczność spojrzenia całego świata. Zmarli, pokonując śmierć, wpakowali żywych w niezłe tarapaty. Kto jest temu winien? Sami nieboszczycy? Al-Kaida? Bóg? Jak można egzystować między takimi, którzy nigdy nie umrą? I czy to jest zakaźne?
„Życie to nie gra komputerowa. Śmierć niesie konsekwencje. Tak już jest. Bo kim stalibyśmy się, gdyby było inaczej?”
Co podobało mi się w „Odrodzeniu” Tima Seeley`a i Mike`a Nortona? Najkrócej mówiąc: wszystko. Świetne rysunki, dobrze współgrająca z treścią kolorystyka, klimatyczne zimowe pejzaże, ciekawy pomysł, zaskakujące zwroty akcji, zróżnicowani bohaterowie, pogłębione charakterystyki postaci i przede wszystkim niepokojący, hipnotyzujący nastrój, który sprawia, że żal się rozstać z komiksem. Przeczytałam raz i drugi – i wciąż trzymam pod ręką. Jeszcze nie pora, by odłożyć na półkę. Jeszcze chcę wrócić do tego kameralnego, ale jakże mrocznego i niepokojącego świata.
Dodaj komentarz