Zacznijmy od definicji pożyczania, która trochę przypomina etykę Kalego: jest w porządku, gdy to Kali kradnie krowy, ale ukraść krowę Kalemu to bardzo, bardzo zły uczynek.

Dla Pożyczalskich ludzie są tym, czym masło dla chleba. Przywłaszczanie sobie ich rzeczy to nie kradzież.

„- Ale my jesteśmy Pożyczalscy – wyjaśniła – tak samo jak wy jesteście Ludźmi czy jak to się tam u was nazywa. Należymy do tego domu. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że komin kradnie węgiel z kosza do węgla.

– W takim razie… co to jest kradzież?

Arietta przybrała poważną minę.

– Przypuśćmy, że wuj Henryk pożyczył z Jej toalety zegarek wysadzany szmaragdami, a mój ojciec zabrał go wujowi i powiesił u nas na ścianie. To byłaby kradzież.”

Pisana dużą literą „Ona” to stara właścicielka domu, zamieszkiwanego przez Pożyczalskich, którzy żyją sobie spokojnie pod kuchenną podłogą, zadowalając się tym, co ze swych wypraw do świata ludzi przytarga tata Strączek. Bardzo ciekawy jest opis ich miniaturowego mieszkania. Przyglądamy się, jakie oryginalne zastosowania wymyślają Pożyczalscy dla przemyconych pod podłogę rzeczy. Ściany bawialni wytapetowane są skrawkami starych listów i udekorowane znaczkami, które pełnią funkcję portretów. Kanapę zastępuje lakierowane puzderko na biżuterię, a komoda została wykonana z pudełek od zapałek. Podłoga w bawialni wyłożona jest czerwoną bibułą. Pożyczalscy mają też wannę, zrobioną z pudełka po pasztecie sztrasburskim, a sypialnia Arietty to efektowne opakowania po cygarach.

Życie pod podłogą toczy się spokojnym rytmem. W zimowe wieczory Arietta czyta na głos z miniaturowych tomików z czasów królowej Wiktorii, tata Strączek z giemzowych rękawiczek wyrabia buciki zapinane na guziczki, a mama Dominika robi swetry i pończochy, używając zamiast drutów szpilek z czarnymi główkami, które wyglądają w jej dłoniach gigantycznie.

Jednak uwięziona pod podłogą mała Arietta tęskni za przestrzenią i za życiem, które obserwuje przez małą kratkę. Ta kratka jest dla miniaturowej dziewczynki odpowiednikiem dzisiejszej telewizji, oknem na świat, dlatego sarkania mamy Arietty brzmią skądinąd znajomo:

„- Ileż ty godzin tracisz na przyglądanie się tym ptakom! – mówiła Dominika. – A jak trzeba coś pomóc w gospodarstwie, nigdy nie masz na to czasu. Ja wychowałam się w domu, w którym nie było żadnych krat, i byliśmy o wiele szczęśliwsi.”

Kłopoty Pożyczalskich zaczynają się, gdy w starym domu nieoczekiwanie pojawia się Chłopiec, a zaskoczony jego obecnością Strączek daje się zobaczyć. Zawarcie znajomości z ludzkim dzieckiem stanie się dla rodziny początkiem „złotego wieku pożyczania”. Co wieczór Chłopiec podnosi deskę podłogi, by podarować małym lokatorom kolejne rzeczy: prawdziwy dywan do jadalni, fotele, łóżka, stoliki, biureczko, fortepian… . Otumanieni nagłym dobrobytem Pożyczalscy tracą swój instynkt samozachowawczy.

„Jedynym zmartwieniem Dominiki było to, że nikt tych wszystkich cudowności nie oglądał: nikt nie przychodził z wizytą, nikt nie wpadał na chwilę – żadnych okrzyków zachwytu, żadnych zazdrosnych spojrzeń!”

Nie pierwszy raz w literaturze bogactwo stanie się przyczyną zguby. Wspomnijmy choćby nieszczęsnego Midasa, którego zachłanność niewiele przewyższała chorobliwą żądzę posiadania, zżerającą panią Pożyczalską. Pazerność Dominiki sprawia, że rodzina zapomina o zachowaniu ostrożności. Finał jest łatwy do przewidzenia.

„Kłopoty rodu Pożyczalskich” Mary Norton to powieść zaliczana do złotej klasyki światowej literatury dziecięcej. Wydawnictwo Dwie Siostry zadbało o przepiękną oprawę, a zachwycające ilustracje do książki stworzyła Emilia Dziubak, która należy do ścisłej czołówki polskich ilustratorów. Warto przeczytać i warto mieć na półce.