Między rokiem 1845 a 1852 Wielka Klęska Głodowa w Irlandii pochłonęła około miliona ofiar.

Przyczyną tej tragedii była nie tylko zaraza ziemniaczana, jak wielu chciałoby wierzyć, ale przede wszystkim zależność Irlandii od Anglii i brak sumienia angielskich elit, które opisywały Wielki Głód jako „skuteczny mechanizm redukcji nadmiaru ludzkości.”

Irlandia głodowała, ponieważ jej dobra żywność była systematycznie wywożona – do Anglii właśnie. Głodującym nie przekazano nadwyżek żywności, nie udzielono żadnej pomocy. Jednocześnie Anglicy nie pozostawiali suchej nitki na „prymitywnych” Irlandczykach, traktując tych ludzi jak podgatunek człowieka, stojący na niższym szczeblu drabiny ewolucyjnej. Echa tych wydarzeń i postaw odnajdziemy w książce Jonathana Auxiera.

Jaki wybór mieli Irlandczycy w tym koszmarnym okresie? Mogli umierać z głodu w swoich chatach lub udać się na emigrację, by ciężko pracować na kawałek chleba. Tysiące osób, setki rodzin zostało zmuszonych do ucieczki z kraju, trasą wiodącą najpierw do Anglii, a następnie do Ameryki Północnej. Oddajmy głos Auxierowi:

„Wiadomo jednak, że podróż (…) była bardzo niebezpieczna. Jedna na pięć osób, które wsiadły na statek płynący w kierunku Ameryki, umierała na morzu z powodu choroby lub głodu – przez co statki te zaczęto nazywać pływającymi trumnami. Nie były to jednak jedyne zagrożenia, jakie czyhały na podróżujących. Tylko w 1850 roku ponad tuzin statków został zniszczony przez sztormy szalejące na Oceanie Atlantyckim i Morzu Irlandzkim. U celu nikt nie czekał na wygnańców. Ci, którym udało się dotrzeć na miejsce, byli – podobnie jak Molly i Kip – witani drwinami i pogardą.”

Gdy poznajemy irlandzkie rodzeństwo – czternastoletnią Molly i dziesięcioletniego Kipa – podróżują właśnie skradzioną furmanką zaprzężoną w wychudłego konia. Są sami. Przeczuwamy, jaki los spotkał ich rodziców. Dzieci wyglądają mizernie, chłopiec choruje. Ich droga prowadzi przez rozświetloną promieniami słońca Piwniczną Kotlinę do tajemniczej posiadłości Windsorów, zlokalizowanej na wyspie pośród Kwaśnych Lasów. Molly i Kip – dwa rude i wycieńczone dzieciaki – mają pracować dla angielskiej rodziny w zamian za jedzenie. Prać, sprzątać, gotować, podawać do stołu, opróżniać nocniki, dbać o ogród. Nasza niechęć do Anglików nabiera rumieńców.

Napotkane po drodze osoby zdecydowanie i zgodnie odradzają dzieciom podróż do Kwasiboru, mamrocząc złowieszczo jakieś ogólnikowe przestrogi. Gdzie już czytaliśmy coś takiego? To przecież podróż Jonathana Harkera do posępnego zamku Draculi – toż to taki sam początek! Nic dziwnego, że po takim wstępie czekamy na Potwora. Jaką przybierze postać?

Dwór Windsorów jest zapuszczony jak broda eremity, a trawnik wokół niego zapełniony niewielkimi pagórkami (oj, nie chcecie wiedzieć…). Największe jednak wrażenie robi potężne, stare drzewo, niemal zrośnięte z rezydencją:

„Powykręcany pień piął się po ścianie jak ogromny, czarny komin. Potężne konary rozcapierzały się na wszystkie strony, tworząc drugi dach. Kilka z nich zdawało się przebijać ściany na wylot.”

Monstrualne, przerażające drzewo jest wszechobecne: zakrzywione gałęzie wyrastają ze ścian wewnątrz domu, grube korzenie przepychają się przez deski w podłodze i tworzą żyłkowaty wzór pod wyblakłą tapetą. Angielska rodzina wygląda mizernie, jej członkowie są cieniami samych siebie – nie przypominają radosnych, zdrowych osób uwiecznionych na ogromnym płótnie. Coś niedobrego zmienia tych ludzi, coś, co każdej nocy każe im śnić niekończące się koszmary. To właśnie pogardzane i traktowane z góry irlandzkie dzieci postanawiają rozwikłać tajemnicę dworu, by pomóc sobie i swoim „dobrodziejom”. Zahartowane przez ciężkie życie, mają w sobie dość energii i sprytu, by zrobić to, na co nie zdobyła się rozleniwiona angielska rodzina: spróbować przeciwstawić się Złu. Dzieci, które nigdy w życiu nie dostały nic za darmo, podskórnie czują, że zawłaszczające rezydencję drzewo nie może być dobre, nawet jeśli potrafi spełniać marzenia. Za wszystko bowiem trzeba zapłacić i czasem przychodzi nam zapłacić czymś więcej: zdrowiem, szacunkiem swoich pociech, miłością żony, bezpieczeństwem rodziny, a nawet własnym życiem.

Powieść, którą pochłonęłam w jeden wieczór, Jonathan Auxier pisał przez dziewięć lat. W zamieszczonej na końcu książki notce „Od Autora” wymienia pozycje, które go zainspirowały: „Coś paskudnego tu nadchodzi” Raya Bradbury`ego, „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett i „Odwagę” J. M. Barriego – zapis mowy wygłoszonej do studentów Uniwersytetu Świętego Andrzeja w 1922:

„Najważniejsze w mowie Barriego są rozważania o tym, jak mają postępować młodzi ludzie, jak sobie radzić w świecie, w którym dorośli nie sprostali zadaniu opieki nad nimi.”

„Nocny Ogrodnik” Jonathana Auxiera to książka, która powinna się znaleźć na półce każdego nastolatka. Obowiązkowo.